Wymień trzy radzieckie maszyny z czasu II wojny. Na to teleturniejowe pytanie łatwo odpowiedzieć – dwupłatowy samolot „kukuruźnik” Polikarpowa, średni czołg T-34 i motocykl M 72. I to właśnie M 72 zapoczątkował historię, która trwa do dziś.
Czy ktoś z miłośników militariów lub klasycznych motocykli mógł nie słyszeć nazw M 72, K 750, Irbit, IMZ, Ural czy Dniepr? Niemożliwe. Radzieckie maszyny z silnikiem typu bokser to dziś klasyki, choć nadal są produkowane. Od kilkunastu lat już jako rosyjskie i ukraińskie. Ruskie boksery mają dziesiątki tysięcy fanów na całym świecie, zrzeszonych w setkach klubów. Wiele takich klubów działa na innych kontynentach, te maszyny mają miłośników nawet w Wietnamie! Jakie były narodziny tej legendy? By to poznać, musimy się cofnąć daleko w czasie.
Historia sowieckich bokserów z wózkiem bocznym zaczęła się w 1938 roku w... Niemczech. Wtedy to z fabryki BMW wyjechał model R 71 z dwucylindrowym, dolnozaworowym silnikiem 750 cm3 w układzie bokser. Rosjanie, którzy właśnie postanowili zmodernizować swoją armię, od razu wzięli go na celownik. Oficjalna, propagandowa wersja jest taka, że w Szwecji przez podstawione osoby kupiono 5 sztuk R 71, rozebrano je i opracowano technologię. Prototyp zaakceptował sam towarzysz Stalin i zaczęto budowę.
Prawda jest zupełnie inna. Otóż 28 września 1939 r. sowiecki minister spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow (prawdziwe nazwisko Skriabin) podpisał ze swoim niemieckim odpowiednikiem Joachimem von Ribbentropem pakt o nieagresji, który za kilkanaście dni miał się stać czwartym rozbiorem Polski. Ponieważ Hitlerowi – zamierzającemu zaatakować nasz kraj i później Francj ę – pokój ze Stalinem był na razie bardzo potrzebny, zgodził się na warunki stawiane przez Mołotowa. W ramach paktu przekazano więc Rosjanom m.in. całą linię produkcyjną R 71 i wiele gotowych części.
Spędził wiele lat dzielnie służąc swoim właścicielom ,niestety jak to w życiu bywa jego stan pogarszał się z roku na rok. Aż w końcu gdy jego serce przestało pracować stanął zapomniany pod jakąś wiatką lub inną stodółką .
Jego los był już przesadzony.
Jednak ku zaskoczeniu wszystkich spotkali się On Ural i ja Shrek ;)
Co z tego wyniknęło zobaczcie sami. Po wielu godzinach spędzonych w garażu.
Dziś dumnie prezentuje się na zlotach i wystawach ;)